Archives for posts with tag: żółw

– ­Tłumacz tłumaczy „real tortoise shell” jako „prawdziwa skorupa żółwia”, w scenie o lutowaniu i zbieraniu lutu „when it was cold” jako „kiedy było zimno”, a nie „kiedy wystygł”, natomiast porcelanowe „ornaments” stojące na kominku to oczywiście „ornamenty”.

– Ja rozumiem, że my jesteśmy cioty i obkładamy się szylkretowymi figurynkami, no i oczywiście lutujemy się nawzajem na potęgę, więc jesteśmy biegli w takim słownictwie, ale noż kurwa!

 

 

– A ja mam żółwicę. Ma na imię Tobiasz.

– Tobiasz?

– Tak ją nazwałam, bo myślałam, że to chłopak.

– Kilka lat temu odwiedzam zaprzyjaźnionego weta w celu przycięcia Garfieldowi pazurów, w poczekalni siedzi też dobrze już starsza, bardzo elegancka pani z żółwiem. Żółw jest spory i ma popękaną skorupę, sklejaną i łataną czymś tam. Od słowa do słowa poznaję zdumiewającą historię. Otóż żółw pochodzi z transportu, który Niemcy podczas II Wojny wysłali na front wschodni, okradzionego przez krakowskich kolejarzy. Żółwie (zapewne z Grecji) miały wzbogacić żołnierską kuchnię Wehrmachtu, zamiast tego zostały zjedzone przez Untermenschów. Nie wszystkie – ten został zaadoptowany przez krakowską inteligencką rodzinę. Na starość zaczęły mu się mylić kierunki i któregoś dnia spadł z balkonu willi na beton. Weterynarz skleił popękaną skorupę, teraz pani z żółwiem przyszła do kontroli. Kiedy mi to opowiadała, żółw defekował zgrabną strużką na jej elegancki trencz. – Widzi Pan, jak on się denerwuje! – skomentowała.

Znajoma znajomego wyznaje:

Wiesz, że ja długo jako dziecko myślałam, że mówi się „obejść z makiem” i do tej pory widzę faceta z czerwonym kwiatem, jak za słupem zakręca, jak tego sformułowania używam.

*

A znajomy przyznaje:

Otóż myślałem, że „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy spod parasola” i że powstańcy mieli jakiś taki betonowy parasol do ochrony.

*

Inny znajomy jako dziecko dość długo żywił przekonanie, że modeling polega na lepieniu modeliny.

*

A inny nie dał sobie przetłumaczyć, że potrawa z ogórków i śmietany to nie jest remiza.

*

Patroni pierwszego i drugiego imienia mrówkodzika mają święto tego samego dnia, przez co młody mrówkodzik bardzo długo był przekonany, że imieniny obchodzi się od drugiego imienia.

*

Oraz uważał, że istnieje coś takiego jak „ta żyw” (rzeczownik), skoro  jest „żywią i bronią”(z banknotu), tak samo jak „ogniem i mieczem”.

*

Inna osoba wspomina, że jej córka, dzieckiem będąc, darła się: „Maryja panna dzieciątko pastuje…”, a w innej kolędzie: „Bo uboga była, rondel z głowy zdjęła”…

*

A córka kolejnej deklamowała: „chleba naszego poprzedniego” i nie dało się jej wytłumaczyć, że jest inaczej, ponieważ babcia powiedziała jej, że kiedyś chleb był lepszy niż teraz…

*

Inna znajoma długo myślała, że Jezus był dziewczynką: „Na ciebie, królewno nocy, czekali, a tyś tej nocy…”

*

A co Chrystus dostał od patriarchów? Czekany!

*

Anglojęzyczne dziecko w kościele zaś zamiast „Lead on, oh King Eternal!” śpiewało „Lead on, oh kinky turtle!”.

– Nasz żółw, oczywiście, nie siedziałby w żadnym terrarium, tylko chodził wolno po mieszkaniu.

– No jasne! A czy żółwie to brudzą?

– Niespecjalnie. To znaczy, wiadomo, wypróżniają się, ale one mają prosty przewód pokarmowy. Załatwiają się najczęściej jakoś przy lub tuż po jedzeniu, więc można zaraz sprzątnąć.

– Czyli będzie brudno tylko przy misce.

– Przy misce?! Wyobrażasz sobie żółwia jedzącego z miski? Psiej może!

– Oj tam, z miseczki małej, z talerzyka.

– Z podłogi po prostu.

– A co taki żółw właściwie je?

– No właśnie, co…?

– Nie wiem… Roszponkę, ziemniaczka gotowanego, rybę na parze…

– Aleś wymyślił! Solę w mleku, wiesz, i ragoût z królika na dokładkę. Je głównie zieleninę, tartą jarzynę, czasem trochę twarogu, jajko na twardo. Truskawkę.

– Truskawkę!

– To się nie ma co śmiać. Po konsumpcji truskawek żółw wygląda, jakby go coś próbowało zabić albo jakby on coś zabił. Ma głowę i pół skorupy oblepione czerwonymi skrzepami.

– To trzeba myć. A co taki żółw lubi robić?

– Kąpiele też. Ale głównie to wspinać się i zagrzebywać. Na przykład w tkaninach.

– Wspinać? Ojoj, a co, jak wespnie się wysoko i spadnie?

– A na co miałby się wspiąć?

– Nie wiem, na kredens?

– A, no jasne. Na kredens.

– Nie no, przecież one są wytrzymałe. Nic sobie nie zrobi.

– Na pudełko wlezie co najwyżej, na siatkę z zakupami, na przedłużacz się wdrapie.

– Ale taki żółw nie niszczy za bardzo, nie? Nie przegryza kabli? Nie żre butów?

– No, teoretycznie może nasikać do butów.

– To gdzie będziemy je trzymać?

– Może w szafce?

– Och, wspaniale! Masz jakąś szafkę na buty, o której nie wiem?

 

 

– Skoro nie jamnika, to może chociaż sobie kupimy żółwia?

– Jak mu damy na imię?

– Klabzdrodont!

– Ale wiesz, że po żółwiach nie widać, więc nie będzie wiadomo, czy to samiec czy samica?

– To może Krystynka?

– Wiesz, że taki szczur jest o wiele inteligentniejszy niż mysz? Różnica jest ogromna.

– No co ty.

– Naprawdę. Potrafi z tobą siedzieć, łasić się, towarzyszyć, czymś tam się zajmować, a taka mysz to tylko biega jak głupia i coś gryzie.

– I mówisz, że szczur poznaje człowieka?

– Jak najbardziej poznaje! Tak jak na przykład żółw.

– No fakt, żółw poznaje. 

– A szczur jest przecież o wiele bardziej zaawansowany.

– No tak, żółw ma i skorupę, i pazury…

– Szczur, mówię, że szczur jest bardziej zaawansowany!

– Szczur? Ale szczur ma tylko futro i ogon, i oczy, i tyle. A żółw ma to samo i jeszcze skorupę, więc wiesz.

%d blogerów lubi to: