– To bardzo ciekawe, co pani mówi.
– Ale ja jeszcze nic nie powiedziałam.
*
– Blisko, coraz bliżej.
– Bliżej do końca niż do początku.
– Powiedz mi, prawda, że to prawda?
*
– Ej ty, ruhasz się?
– Jak ty dziwnie mówisz! „Ruchasz się” przez samo „h”?
– Nie, w dupę.
*
– Idziecie?
– Nie no, pierwsze spotkanie to chciałbym tak intelektualnie, no i wtedy ewentualnie.
Mój „wołyński” dziadek bardzo długo mówił – i słychać to do dzisiaj – w wyraźny sposób samo „h”. Uśmiecham się na samą myśl, gdy słyszę jak mówi np „herbata” czy „harcerze”. Mi podobno też coś z tego zostało i wielu słowach zdarza mi się mówić to kresowe samo „h”.
Ja zawsze argumentuję, że słowa takie jak „herbata” albo „heteroseksualizm”, dajmy na to, nie są pochodzenia słowiańskiego, więc – historycznie rzecz biorąc – nie było w nich nigdy słowiańskiego „h” dźwięcznego, tylko romańsko-germańskie „h” przydechowe, więc wymowę dźwięczną należałoby ograniczyć do słów typu „druh”, „hart”, albo „ohyda”. Ale, bogiemaprawdą, nie wiem, czy mam do końca rację ;)