Archives for category: Café „Po Schodkach”

– Do dzieła! Świat stoi przed otworem!

*

– Nie chlastać mi się tu.

– Czym?

– Wargami.

– Sromowymi?

– Homo, sromo, nie wiadomo!

– Emo?

– Emo to przy nich lux torpeda.

*

– Ej, co wy wyprawiacie?

– Znasz nas dość długo, by patrzeć na to przez różowe okulary 3D.

– A jakie to są 3D?

– Trzy razy „dupa”.

*

– Angielski jest na trzeźwo dla mnie bardzo łatwiej.

– Patrzeć, dla przykładu, na jakichś dresów na murku mówiących takie rzeczy jest dużo zabawniej. A na tych tutaj to już nie. Bo z dresami cię zasadniczo nic nie łączy, a z nimi, kolegami, „po fachu”, już prędzej.

– To jak różnica między oglądaniem fotografii gówna a patrzeniem na nie z bliska.

– Kocham cię!

– Mów dalej, gorzej już nie będzie.

*

– Ty się tak na niego nie patrz. Ma takiego samego. I faceta.

*

– Z nieba mi spadłeś!

– Ale, jak widać, do piekła.

*

– Co się wyginasz?

– To był ukłon. Takie moje hommage.

– O masz, ci los.

– Pomyśl, ona kiedyś mogła być…

– Ładna?!

Trochę ładniejsza.

*

– Ja to miejsce nazywam lejem po bombie, względnie café „Po Schodkach”.

– A ja na to mówię… Miejsce użyteczności publicznej.

*

– Ale pracujesz gdzieś jeszcze?

– A co, ty myślisz, że ja z uniwersytetu żyję?!

– Ja tam żyję z przyzwyczajenia.

– Kto to był?

– Ja jego nie znam. To był ten, co minął.

– A ja ostatnio odwiedziłam Kochanowskiego.
– I co, lipa?
– Lipy po Kochanowskim nie ma, byłam, widziałam.
– A co jest?
– Grób Orszulki.

– Dla mojej osoby było to legitymizacją. On ma z tym problem, toteż ma bardzo mały przebieg. Zresztą tak jak ja.

*

– Spałem osiemnaście godzin.

– A, to śpij kolejne osiemnaście centymetrów.

*

– Mieliśmy płytę.

– Gratis?

– I dyskietkę!

*

– Apropo ciabatty, ty wiesz, skąd jest ciupa?

– W sensie więzienie?

– Tak.

– No skąd?

– Nie wiem, myślałem, że ty wiesz.

– Ej, a pożyczyłbyś mi…

– Nie mam.

– Ale przecież widzę, że masz, bo płacisz.

– Płacę zbliżeniowo.

– Chciałem się ścigać.

– Na mnie jak na kanoe?

– Ze światłem!

– Jelita?

*

– Wyglądasz, jakbyś miał w tym plecaczku…

– Mały spadochron?

– Nie martw się, już niżej nie spadniesz.

*

– Co tam u ciebie słychać?

– A co widać?

– U mnie to samo.

*

– Kiedy będziesz mój?

– Nie byłem?

– Nie jesteś.

– Przynajmniej bywam.

 

– A ty tam nie podsłuchuj!

– Nie podsłuchuję. Nie wolno mi podsłuchiwać. Ale wolno mi słyszeć.

Znajomy o mnie głośno:

– Wygląda na zbuntowanego, ale psiuka się ładnie!

– Jest druga rocznica śmierci Amy Winehouse. Popatrz tylko, posłuchaj, jak ona śpiewa.

– Ja tam nie wiem. Popatrz. Piosenkarka, która musi kłaść usta na mikrofonie, może nie być wcale warta podziwu.

– Posuń dupę!

– To prawda, że tutaj przychodzi taka elita, śmietanka?

– Prawda. Do café „Po Schodkach” zresztą też, ale taka… Rozrzedzona.

– Wyszedłem i tuż przed drzwiami psiknęli mi gazem pieprzowym w oczy, ale miałem okulary.

– I co, pobili cię? Okradli?

– Nie pobili, nie okradli. Psiknęli i zwiali.

– Dziwne.

– Wcale nie dziwne. Kryptociotki. Zaatakowali mnie symbolicznie, po pedalsku.

– W jakim sensie?

– No gazem po oczach? Tak to się bronią kobiety. Dres jak atakuje, to wali z pięści.

– Ależ to campowe!

– Aż tak ci się podoba? Dla mnie jest za mało męski jak na dresa, a za ostry jak na chłopca. Nie moje decorum.

– Jest idealny. Doskonały. Dochodziłbym z nim czternaście razy. Dwa razy po prostu, a pozostałych dwanaście widząc, jak bardzo tego nie chce.

– Nie wiem, co lubisz.

– To deklaracja czy pytanie?

– Co lubisz.

*

– Jestem pierwszy.

– No chyba nie.

– Wypiłeś?

– Nie. Ale paru było.

*

– Damy radę.

– Chyba nie?

– Chyba damy.

*

– Jesteście Żydami?

– Tak. Zaraz się zbieramy.

– Całkiem ciekawy był ten typek sprzed jakiegoś czasu. Taki koło 40stki. Wiedział dużo o Wagnerze, to intrygujące.

– Tak, to mój przyjaciel. Wybitna postać.

– Z określeniem „wybitny” jest trochę tak jak ze „sławny”: Jeśli ktoś jest wybitny/sławny, to nie trzeba tego zaznaczać. A jeśli trzeba – to znaczy, że nie jest. Ale to nie zarzut.

– Jest bardzo interesujący. Z wielu względów. Dla mnie głównie ze względu na swojego dziadka.

No a jak u ciebie?

Dobrze mi.

Tak?

Nie.

Mrówk: Oblałeś mi buta drinkiem.

Nieznajomy: Nie szkodzi, odkupisz mi później.