– „Tristan i Izolda to jedna z nielicznych oper, których historyczne znaczenie daleko wykracza poza dzieje śpiewanego gatunku. Arcydzieło podsumowujące półtorawiekowe perypetie harmonii tonalnej i po zęby uzbrojone w amunicję, której przejęcie na początku XX stulecia przez najambitniejszych wagnerowskich następców ośmieliło ich do proklamowania dźwiękowej anarchii.”
– A któż tę poezyję sprokurował?
– Wstydził się podpisać. Tak czy inaczej za dział literacki odpowiada w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej niejaki Marcin Fedisz, legitymujący się doświadczeniem dziennikarza modowego.
– No tak… najważniejsze są fatałaszki!
– W punkt – właśnie mijaliśmy hostessę w stroju wieczorowym, wręcz nocnym. Ale roboczym.
– Czyli w pidżamie była?
– Oj tam, w pidżamie. Nie wiedziałem, jak omownie powiedzieć, że wyglądała jak lampucera.