Zdejmując koszulkę, zrobiłem sobie zaszmacenie na głowie, coś między kubańską tancerką a murzyńską gospodynią domową.
– Myślisz, że mogę iść w tym zawoju na miasto podpisywać papiery?
– Wyglądasz ślicznie!
– Powiem „Pani redaktor kochana, przepraszam, że ja taka spóźniona, ale co za dzień, ja właśnie wracam z… Medytacji. Tai chi. Tajpej. Taj… wan. No dobra, jadłam zupkę chińską.”