– Ty widziałeś, jak ona się ubrała? Rozcięcie po samą picz.
– Cóż. „Ścierka Mosia” nabiera nowego znaczenia.
– Ty widziałeś, jak ona się ubrała? Rozcięcie po samą picz.
– Cóż. „Ścierka Mosia” nabiera nowego znaczenia.
– Czy ty mi znowu puszczasz to cygańskie dziecko bez matury?
– Przepraszam, samo się włączyło. Czy ty właśnie uprawiłeś ksenofobię?
– Nie, „cygańskie” w sensie spłodzone piórem Jacka Cygana. Tak czy siak mewa.
– Czemu mewa? Bo kracze? Krzyczy?
– Bo „to nie ja była mewą”. Słyszysz, do jakiego stopnia ona nie ma dołów? To przed chwilą przecież powiedziała, a nie zaśpiewała.
– A jednocześnie w górach ma pohukiwania jak wielkie diwy operowe.
– Ale one mają też wielki głos. Na dodatek ledwo się jej zwierają struny w pianach, a nawet jak dopakuje głośnością, to ten piczi-głosik musi się przebijać przez zatkany nos. I wychodzi zamglony pisk jak u myszki chorej na zatoki.
– Ale jaka napinka jest! Górniak jest jak bardzo chudziutkie dresiątko, które się wozi, giba na boki, i myśli, że wygląda jak kafar, a wygląda jak wieszak kołyszący się na wietrze.
– Ha, właśnie się dowiedziałem, że Polska zakwalifikowała się do Euro. Kilka miesięcy po fakcie, mam refleks.
– A co to jest Euro?
– Okej, wygrałeś. To są mistrzostwa świata. Czy tam Europy.
– To się domyślam, ale w czym?
– W piłce.
– Aha. Myślałem, że w Miss Polonii albo Eurowizji.
– Jedna z moich ulubionych piosenkarek lat dziewięćdziesiątych-dwutysięcznych to Kasia Stankiewicz. Zwłaszcza jej późniejsza kariera solowa, takie płyty jak Extrapop czy Mimikra.
– Coś o niej słyszałem chyba…
– Ona śpiewała Widziałam orła cień, to był wielki hit, kojarzysz?
– A to nie Edyta Górniak śpiewała?
– Nie Edyta Górniak. Kasia Stankiewicz.
– Myślałem, że Górniak. Ona ma coś do ptactwa. Śpiewała o mewie przecież.
– Jakiej znowu mewie?!
– O mewie, no.
– Że w której niby piosence?
– Oj, To nie ja była mewą…