Archives for posts with tag: Londyn

Poleciałem do Londynu, żeby dołączyć do Rabbia, który już tam był w celach wakacyjnych. Miałem znaleźć jakiś hotel dla nas w dzielnicy o dźwięcznej nazwie The Queen, ale miałem problem z dotarciem tam. Wynikał on z tego, że Anglicy wprowadzili ułatwienia licznym Polakom mieszkającym w Wielkiej Brytanii, którzy mają kłopoty z orientacją w terenie i kiepsko mówią po angielsku. Wymyślili mianowicie, że będzie dla nich specjalna infrastruktura autobusowa wyglądające jak warszawska z końca lat 90., a nazwy przystanków będą dostosowane do realiów popularnych polskich seriali, czyli będą brzmiały np. „Leśna Góra”, „Na Wspólnej”, „Rysio z Klanu” itp. Autobusy miały też numery opisane na trzy sposoby. Na przykład linia nr 2 była opisana „DWA/TWO/CAN”, żeby Polak nieumiejący za bardzo czytać skojarzył z prostym słowem, które zna, czyli CAN=PUSZKA.

Nie przemawiał do mnie ten system i nie wiedziałem,  jak się w nim nazywa dzielnica The Queen, więc szukałem długo i mozolnie normalnego, angielskiego przystanku dla Anglików. Kiedy wreszcie go znalazłem, okazało się, że Anglicy swoje autobusy oznaczają nie pojedynczymi numerami, tylko zakresem liczbowym, np. 145–216, zastępującym rozpiskę trasy, a na dodatek obok każdej linii umieszczają wielobarwną fotografię przypominającą zdjęcie fotonu wykonane przez fizyków kwantowych. Jej interpretacja zaś ma zasadnicze znaczenie dla właściwego wyboru konkretnego środka transportu.

Wreszcie na chybił trafił wsiadłem do któregoś autobusu  i jechałem nim przez okolice przypominające skraj Warszawy od strony Bliznego Łaszczyńskiego sprzed piętnastu lat, który przeszedł potem w coś jakby ponure przedmieścia Łodzi. Działo się to na przedwiośniu albo może późną bezlistną jesienią, zanim spadnie śnieg. Nie wiem, czy miałem szansę gdziekolwiek tak dojechać, bo się obudziłem.

– Sparskałem się wczoraj, czytając ten fragment*, a zwłaszcza jego przedostatnie zdanie (chociaż nie zgadzam się z taką oceną Brukseli jako miasta): „Nawiasem mówiąc, nie ma bardziej depresyjnego miejsca niż Komisja Europejska w Brukseli. Zwłaszcza kiedy się mieszka w Londynie. Masz żal do siebie, że na własne życzenie marnujesz czas wśród nieproduktywnych biurokratów w mieście, które umiera o siedemnastej. Londyn żyje. Pod dwóch latach okazało się, że mam depresję, potem, że nerwicę. Teraz sobie myślę, że to nie nerwica, tylko kurwica. Odpuściłem sobie tę Brukselę.”

——————————————-

* Ewa Winnicka „Angole” s. 69.

 

 

– Ci pianiści są parą?

– Chyba nie, jeden mieszka w Londynie, a drugi we Wiedniu.

– No, to pewnie są parą, tylko mają łatwiej niż my.

– Widziałeś, że Boni napisał coś podróżniczego w internecie, i wspominał o Obrazach Londynu Karpińskiego?

– No co ty! Boni w Londynie! A to tam są jakieś krzaki?

– Zważywszy tę ich tradycję parków publicznych, to pewnie tak.

– No nie wiem. Myślałem, że tylko trawka i drzewa…

– W każdym razie na pewno jest tam jakiś polski dresiarz, który się ucieszył na jego widok!

Z okazji wakacji internauci mają iście ogórkowy sezon i namiętnie wpisują do wyszukiwarek takie frazy, by trafić po nich na mrówkodzika.

 

empik poniżej pasa, czyli bezpruderyjna miłość

łysiejąca mysz

ostre i ochydne ruchanie gejow

mój pierwszy raz był z moim wujkiem który jest gejem tak jak ja opowiadania gejówskie

pederasta karolek

plan b. pedały

banka mydlana wiersz

rudy zarost geja

fistunke

masy kałowe zdjęcia

wielkie cyce i moszna

wyjątkowo przerośniete łechtaczki, widok

sex bez zobowiazan londyn 10.08.2012

dolichocefalie

gru be lesby

żydłak

serce ma swoje ręce których rozum nie zna demotywatory

http://www.nihilistyczny sex.com

małe jamniczki zdjęcia