– Wiesz, że na koloniach jest coś takiego jak śluby?
– To znaczy?
– No, jest wakacyjna miłość i bierze się ślub kolonijny.
– A ty się w to bawiłeś?
– Ja byłem „spoza”.
– Sposa? Czyli wystąpiłeś w charakterze panny młodej?
– Wiesz, że na koloniach jest coś takiego jak śluby?
– To znaczy?
– No, jest wakacyjna miłość i bierze się ślub kolonijny.
– A ty się w to bawiłeś?
– Ja byłem „spoza”.
– Sposa? Czyli wystąpiłeś w charakterze panny młodej?
– Patrz, jak on się nieustannie komunikuje, podłączony do Internetu, komórki. Może się zakochał?
– I nawet śmierć go nie rozłączy!
W tym roku 25 sierpnia znów wypadł jakoś tak bardziej 26-go. Zaczynam się przyzwyczajać.
Znalazłem nagranie Gawryluka wykonującego to, czym bisował po dzisiejszym koncercie. A był to jeden z najbardziej błyskotliwych bisów, jakie słyszałem. Lisztowska parafraza Marsza weselnego Mendelssohna w aranżacji Horowitza.
U nas zagrał to lepiej, ale i tak można tego posłuchać. Pod spodem Horowitz.
– … I w związku z tym jesteśmy zaproszeni na ślub.
– O, jak miło. To jedziemy.
– Przed ślubem jest wieczór panieński.
– A kawalerski?
– Też jest…
– Aha.
– No, ale my dwaj zostaliśmy zaproszeni na panieński…
*
– I co, napisali, że przyjdą do nas?
– Nie są pewni, bo mają zaproszenie na ślub i wypada im jechać, ale to daleko, więc mają wątpliwości.
– A czyj ślub?
– Jak to?
– No, kogoś z rodziny czy ze znajomych.
– Nie wiem, chyba z rodziny.
– To lepiej.
– Czemu?
– Bo do znajomych to słabiej.
– Słabiej co? Że można olać, czy nie można olać.
– No nie, do znajomych to nie olewać.
– Nie wiem, zerknę do maila.
– I co?
– To nie ślub!
– A co, pogrzeb?
– Żaden pogrzeb. Czytałem tego maila jednym okiem, jak gadałeś o tym ślubie i wieczorze kawalerskim, i panieńskim, i mi się przekręciło. Oni jadą na premierę przedstawienia.
– Czyjego? Kogoś z rodziny?
– „W reżyserii mojej znajomej, z którą współpracuję.”
– Twojej znajomej?!
– Jakiej znowu mojej znajomej?
– Tak powiedziałeś.
– Jej znajomej.
– Czyli nie z rodziny.
– No. Więc trzeba jechać.
– Co Dzik złączył, Rabbio niech nie rozdziela.
– Szalikiem złączył?
– To nasza stuła. Chociaż dla nas zamiast stuły mógłby być bandaż, ech.
– Czemu bandaż?
– No bo wiesz, łatwo nie jest.
– Hm, ale ten szalik po byłym kochanku też może być.
– Ostatnio nawet zwiałem sprzed, jakby to powiedzieć, ołtarza, to znaczy kiedy już miałem spodnie wokół kostek i fujarę na wierzchu.
*
– Chcesz jeszcze raz?
– Daj.
– Bez reszty?
*
– Czasem się tak zdarza.
– Lepiej, żeby to „czasem” było rzadziej niż częściej.
*
– Nie zapytałeś się, czy możesz się kochać z moim facetem, a numer to wziąłeś!
*
– Hej! Masz może ochotę na seks dzisiaj?
– Ani czasu.