Archives for posts with tag: PontiFex

– Napisał do mnie koleś z Niemiec. Pisze, że chciałby, żebym przyjechał tam do niego, zaaranżował porwanie go, a następnie sprzedanie napakowanemu Polakowi, któremu mógłby służyć do celów wszelakich, zarówno porządkowych, jak i erotycznych na zasadzie całodobowego i całorocznego knechtszaftu.

– Odpisz mu, że spoko, ale porwanie nie do Polski, ale do Iranu.

– Zawsze wiedziałem, że można liczyć na Twoją łagodność: sądzisz, że Polski by nie zniósł? Tu nawet nie będzie mógł sobie ciąży usunąć, jak wpadnie z masterem.

– To prawda. A w Iranie, jeśli będzie chciał, zrobią mu nawet korektę płci i przerobią na babę.

– Chciałbym powiedzieć, że przesadzasz. O, jak bym chciał…

– Odpisz też, że usługa jest płatna.

– A ile za to wziąć?

– No nie wiem, ale co najmniej tyle, żebyś miał potem na ucieczkę i spokojne życie na Seszelach, bo porwania są przecież nielegalne.

– Patrz, umknął mi ten drobiazg! Nawet porwania konsensualne? W sumie na przykład, o ironio, w Wielkiej Brytanii BDSM jest nielegalne. Nie możemy się umówić, że Ci zrobię umiarkowaną krzywdę niezagrażającą zdrowiu, nawet jeśli jesteśmy w pełni władz wszelakich i spiszemy poświadczoną umowę.

– Było jakieś orzecznictwo niemieckie na ten temat, ale już nie pamiętam. Uczyłem się tego na studiach. Chyba to było tak, że zgoda pokrzywdzonego co prawda nie wyłączała odpowiedzialności karnej, ale mogła stanowić okoliczność łagodzącą.

– Swoją drogą to ciekawe, na ile w tym sadomasochistycznym fantazmacie gra dla tego Niemca rolę fakt bycia sprzedanym polskiemu właścicielowi. Spotkałem się kiedyś z profilem faceta, Polaka, który określał się jako  polnische Schweine i pragnął oddać się we władanie niemieckiemu panu. Poczułem się dziwnie.

– Ja myślę, że to są ludzie, którzy nie mają działki. Możliwe też, że nie choruje im babcia. Dlatego mają czas na skupianie się głównie na sobie. Chcieliby być porwani, ale nie przyjdzie im do głowy, że najpierw musi znaleźć się ktoś, kto będzie chciał porwać akurat ich. Zmierzam do tego, że z reguły trzeba najpierw coś dać, żeby coś dostać. Przy czym nie zrozum mnie źle, bo nie potępiam fetyszyzmu ani perwersji, ale samolubstwo.

– Skojarzyło mi się z tym, jak kiedyś powiedziałem, że niebywale atrakcyjny węgierski aktor porno Arpad Miklos popełnił samobóstwo. Bez „j”. Niewykluczone też, że są to ludzie, którzy działek mają aż nadto. To znaczy przyjmują. Chociaż ci naprawdę zaawansowani w takich zabawach świadomie rezygnują z ułatwiaczy. Może myślą, że ich wolność to wystarczający wkład? Mogliby mieć w tym trochę racji. 

– No może i tak, ale czy to jest wkład wartościowy? To tak, jakbym ja nazbierał swojemu facetowi gałęzi w lesie i przyszedł do niego, i powiedział, że oto jest cały mój wkład w nasz związek. 

– Nie no, wolność to jednak trochę więcej chyba niż gałęzie…

– No tak, ale ten porywający jaką ma korzyść z tej wolności tamtego? No chyba że tamten umie gotować i sprzątać. Ale z reguły nie umie, bo cioty rzadko to umieją.

– Faktycznie. Wolność to coś bardzo wartościowego dla tego, kto ją oddaje, a dla przyjmującego wcale niekoniecznie. Idea jest może wzniosła, ale się nią nie najedzą ani nie opiorą, jak to zwykle z ideami bywa. 

 

 

– Co robisz?

– Tłumaczę tekst. Fajny jest. Chcesz przykładowe zdanie? „The combination of laser power, beam widths and pulse duration ensured bleaching of the medium in the volume where the Raman scattering took place. The pumping efficiency was approximately 98%.”

– Brzmi jak opis ruchania na mefedronie.

– Co ciekawe, ani u nas, ani w Niemczech nie regulują modyfikacji nazwiska w zależności od płci żadne przepisy. Opiera się to wyłącznie na normach językowych.

– Ha! To jestem zdziwiony. Czyli Anna Komorowska ma prawo sobie zrobić dowód na Anna Komorowski? I Anna Grodzki też!

– Nie, bo jej język zabrania. Ale jeśli Polka wyjdzie za mąż za Polaka za granicą, to już może.

– Aha, czyli te normy językowe mają charakter formalny.

– No właśnie nie wiadomo, jak to z nimi jest, tzn. czy mają czy nie mają.

– Czyli „ratunek” dla Grodzkiej to wyjść za zagraniczną lesbijkę, która odziedziczyła po rodzicach lub poprzednim mężu męskobrzmiące nazwisko słowiańskie.

– W sumie tak… Ale Grodzka jest lesbijką?

– Tak! Była heteroseksualnym mężczyzną, a została homoseksualną kobietą!

– A to zboczucha.

– A widzisz! Niektórzy to sobie lubią utrudnić. Czyli w sumie zamieniła kulturowo najlepszy los na taki mocno średniejszy. To w sumie bohaterskie dość.

– Pewnie tak miała od początku. Tylko że tego jej lesbijstwa to nikt nie zauważył nawet.

– No właśnie, szczwana lisica.

– To tak jak prawosławny pedał. Kogo obchodzi, że prawosławny?

– No właśnie. Bo jak czarny, to już co innego. Albo Żyd. To wtedy nie wiadomo, co gorsze.

– Ja myślę, że jeśli czarny pedał, to mało kogo obchodzi, że pedał…

– Ale taki Legierski… Chociaż on półczarny. To i to pedalstwo tak jakoś bardziej znać.

– Popatrz, kto do mnie napisał, i to dosłownie w tej chwili: „moin moin süßer grüße aus heide sendet dir dirk!!”.

– Jaka, kurwa, Heide? Jak „moin”, to jakaś na północy pewnie.

– Też nie wiem. Może jakaś kurwa imieniem Heidi?

– Myślę, że chodzi o Lüneburger Heide, ale możesz na wszelki wypadek dopytać. „Welche, kurwa, Heide?”.

– Zaprawdę, wolę nie pytać. Możesz się domyślić, co za typ. Nie musiałem nawet zaglądać na profil, żeby wiedzieć, że to jakiś pięćdziesięcioletni brzuchaty niemiecki zbok. Poczułem się jak zmolestowany gastarbeiter.

– Pewnie taka gruba, niedomyta meduza z mackami.

– Tak, tyle chociaż dobrze, że bardzo wysoka, więc mnie to chyba razi.

– Razi cię bardzo wysoka? Powiem Wehwaltowi.

– „Mniej to chyba razi”, miało być. Ale wyszło zabawnie.

– Aaa, rozumiem. To nie powiem.

– Staram się nie jeść parówek, bo są one zrobione ze skór i spienionego tłuszczu. No chyba że w Ikei. Tam są robione z tłuszczu prawdziwego (podobno).

– A wiesz, że mój [heteroseksualny] współlokator sprowadził sobie pannę? Siedzą przy stole, pewnie będzie seks. Ja udaję, że mnie nie ma, schowany.

– On sprowadził pannę – ja odkażam wannę; on przyszedł z dziewczyną – klozet chlorem spłynął; będą inne panie? – dezynsekcja w planie!

– No właśnie. Boję się robali i damskich włosów. No i że coś ukradnie. Z tymi babami to nic nie wiadomo. O nie, przestali gadać. To zły znak. Chyba powinienem wyjść zza szafy.

– Jakie te buty białe, czyste, można polizać?

– Wino piłeś, nie ubrudź mu.

– I natknęliśmy się na wycieczkę łotewskich emerytów na campingu…

– Łotewskich emerytów? Co oni tam robili?

– Jak to co, heilowali w lesie.

Z okazji – zamieszczam ikonę św.św. Piotra i Pawła podarowaną braciom (siostrom) z zaprzyjaźnionego monasteru przez PontiFexa, w której uroczystym przekazaniu i, hm, pokropieniu w nowym miejscu kultu miałem przyjemność uczestniczyć.

– O! Było coś?

– Więcej, w tym rzecz.

– Biednyś.

– Między biedą a bogactwem jest pod tym względem mała i największa zarazem różnica, jak między zerem a jedynką. Albo dokładniej: jedynką a dwójką.

– Dwaj naraz?

– Skąd!

– To co ma tu do rzeczy jakaś dwójka?

– Jeden plus jeden równa się dwa.

– A no tak.

– Twój stan cywilny zwalnia cię z tej arytmetyki. Mój wtrąca mnie w algebrę metafor.

– Wy się już przedtem widzieliście?

– Nie. Dopiero wczoraj miałem z nim ochotę… okazję się spotkać.

 

Znajomy o tym, że komary są w stanie ugryźć z przyczajki, nie wiadomo kiedy:

–  Człowiek w nocy jest gryziony. Człowiek jest gryziony pod swoją nieobecność.

*

PontiFex z ledwie wyczuwalnym niepokojem, ale nie bez rozmarzenia, patrząc na kilka tuzinów malutkich muszek, które obsiadły jego sufit:

– Jest jeszcze przyjemnie, bo muchy są małe.

– „Nun achte wohl und lass mich sehn”!

– Nun achte wohl und blas mich sehr?!

– Ona jest racjonalna do szpiku.

– Ale kalwinka?!

– Nie podobają się jej krucyfiksy.

– Ja nie rozumiem do końca, do czego służy to zaczepianie [poke na fb]. Się odzaczepia, tak?

– Mnie się wydaje, że to służy do komunikowania, że się chce z kimś uprawiać seks.

– Ale że palcem?

– No nie wiem. Ja palcem nie lubię.

– Ja mogę nawet lubić. Ale obyleby się na palcu nie skończyło!

– W sensie że wsadzić palec, a weźmie całą rękę?

– O w dupę. Nie sądziłem, że to tak zabrzmi. Miałem na myśli… Czuję, że zaczynam się tłumaczyć.

– Oczywiście, że w dupę, przecież nie w oko… Zresztą oko to nie jest dziurka.

– Wg hinduizmu chyba jest. Jedna z dziewięciu bram, czy jak to tam.

– Hinduizm! Ostatnio czytałem książkę Nowosielskiego, tzn. zbiór jego esejów chyba z lat siedemdziesiątych o prawosławiu. Przestrzega tam wielokrotnie przed hinduizmem. Pisze, że hinduizm jest w stanie zagrozić naszej chrześcijańskiej tożsamości i w ogóle i w ogóle (głównie dlatego, że wg Nowosielskiego jest on starszy i mądrzejszy niż chrześcijaństwo). W każdym razie w kontekście tego, co napisałeś, myślę, ze należy uznać, że jebanie w oko jest naszej chrześcijańskiej tożsamości obce.

– Nie tylko twojej chrześcijańskiej tożsamości, ale także mojemu ignostyczno-racjonalistycznemu poglądowi! I fetyszystycznemu wyglądowi!

– No właśnie. Nie tylko z chrześcijańskiego, ale i z racjonalistycznego punktu widzenia oko nie jest dziurką.

– Obecny mojego byłego, który o spermie napisał habilitację, uświadomił mi, że sperma w oku jest co najmniej równie niebezpieczna co w kiszce stolcowej. Bo oko ma niebywale rozwinięte funkcje obronne i naiwne limfocyty wciągają białka wirusa do węzłów, żeby je zniszczyć, a hivowi w to graj.

– No tak, rzeczywiście… Bo dostaje się w ten sposób podstępnie do wnętrza organizmu. Czy oko ma błony śluzowe? Bo jeśli ma, to rzeczywiście porównanie z kiszką stolcową nasuwa się samo. Nawet jest takie powiedzenie: „Ni w dupę, ni w oko”.

–  „Ni w dupę, ni w oko”. No i tak, jakoś musimy to przełknąć.