– I’d love to talk to you in Polish. I’ve been learning some.
– So why don’t you try and speak it?
– I can’t.
– Why?
– Because I’d like to speak Polish in that dramatic way.
– You mean…?
– Like: „KochAM cię”!
– I’d love to talk to you in Polish. I’ve been learning some.
– So why don’t you try and speak it?
– I can’t.
– Why?
– Because I’d like to speak Polish in that dramatic way.
– You mean…?
– Like: „KochAM cię”!
– Widziałeś, na naszych biletach na „Elektrę” napisane jest „Familienvorstellung”. Dość specyficzna kwalifikacja…
– Cóż, historia o babce, która rękami brata morduje matkę i jej gacha, którzy przedtem zabili jej ojca i wygnali owego brata, a w wolnych chwilach oddaje się lesbijskim igraszkom z siostrą – w istocie rodzinne przedstawienie!
– Rzyć albo nie żyć…
– Po to jest pyta, nie?
– W rzyci samej!
– To jedna z możliwości tego, jak wygląda piekło: przegrzany teatr, gadający sąsiedzi i opera Mozarta grana bez końca. Nie, w sumie wystarczy raz.
– Denne libretto, ten sam schemat powtarzany w kółko co kwadrans, i skończyć się nie może, przynajmniej o jeden akt za długie.
– Kiepska tragedia ma tę zaletę, że bywa przynajmniej śmieszna, ale kiepska komedia to prawdziwy dramat, bo nawet się pośmiać nie można.
We wtorek, 22 września w Filharmonii Narodowej Marcin Masecki zagra 3 ostatnie sonaty fortepianowe Beethovena, interpretując je z zatyczkami w uszach i w specjalnych słuchawkach wygłuszających, przybliżając się tym samym do perspektywy niesłyszącego kompozytora.
[źródło]
*
Świat alkoholowych dźwięków jest zróżnicowany, lecz powtarzalny – jak słownik: towarzyskie obijanie się butelek w torbie, basowe, gdy pełne, znacznie wyższe po opróżnieniu otwieranie butelek i puszek: wychodzenie korka, pękanie metalowej nakrętki, pyknięcie kapsla, syk wydobywający się z puszek; gulgotanie butelek, a potem moszczenie się płynu w kuflach, szklanicach, kieliszkach […]
[Iwona Kurz, źródło]
*
Ruch sceniczny w Dybuku Mai Kleczewskiej – wykorzystanie sceny przez aktorów w tym spektaklu to emblemat reżyserki wypracowywany latami. Na szczęście tym razem Kleczewska udowodniła, że potrafi się skupić na tym, co na scenie potrafi.
[Przemysław Skrzydelski, źródło]
*
Nie jesteśmy dalecy od uniwersum Spinozy, o ile jest ono ufundowane na współistnieniu atrybutu myślenia i atrybutu rozciągłości. To wielce ciekawy wymiar dla ustanowienia jakości wyobrażeniowej niektórych etapów myśli filozoficznej.
[Jacques Lacan, Seminarium III. Psychozy, przeł. Jacek Waga]
*
Owa powyższa esencja jest najdokładniejszym odzwierciedleniem tej strony i tego kim jestem. Znajdziesz na niej wszelkie informacje związane z moją skromną osobą.
[Łukasz Milewski, źródło]
*
Andrzej Grabowski zapewnia jednak, że on tak łatwo na rozbierane sceny nie da się namówić. I dzieli się z czytelnikami swoją traumą, iż idąc do teatru obawia się, że jego koleżanki występujące akurat na scenie będą pokazywać mu swoje ciało.
[źródło]
*
Turniej Czterech Skoczni wygrał potomek infantylnego pięćdziesięciolatka, który w roli zabobonnego fetyszysty czulił się na oczach świata do zabawkowego prosięcia. Istnieje spora szansa, że entuzjastycznego tatusia, podczas letnich zawodów na igielicie, ujrzymy ze szczoteczką do zębów na sznurku w charakterze ukochanego, ezoterycznego Azorka. Stanowczo wybieram, godne spadkobierców duchowości śródziemnomorskiej, przeżegnanie się naszych górali w chwili ekstremalnej.
[…]Chciałoby się ujrzeć w TVP na własne oczy tych naszych enigmatycznych sędziów i działaczy. Powiedzmy, w ramach przerywnika od patologicznego miętoszenia, jak dotąd ponad osiem okrągłych dób, pijanych kierowców, którzy i tak bimbają sobie na ten cyrk pozorów.
[Anna Kozicka-Kołaczkowska, źródło]
*
Nawet jeśli wygra Pani ten proces i uzyska przeprosiny, jak Weronika Rosati, na ogólnopolskich łamach „Gazety Wyborczej”, to przecież historia teatru będzie wymieniać Pani przypadek jednym tchem z peerelowskimi aktami cenzury, z awanturami o „Śmierć porucznika” Mrożka i „Do piachu” Różewicza, ze zdjęciem z afisza „Kubusia P.” pod presją korporacji Disneya.
[Joanna Krakowska, źródło]
– Jak kobiety przeżywają dramat, to idą do fryzjera albo do kosmetyczki. Żeby dokonać jakiejś takiej nagłej, poważnej, symbolicznej zmiany. A faceci co mają robić? Więc golimy zarost albo głowę.
– Mnie nie stać na fryzjera i kosmetyczkę, to po prostu golę nogi.
– Ale…
– Nie idźmy w tym kierunku.
– Dzień dobry! Wstajesz wreszcie?
– Hmmm…
– Nina Andrycz nie żyje.
– To czemu mi od razu nie mówisz, zerwałbym się z łóżka natychmiast. Nareszcie. Chociaż nie: kilkadziesiąt lat za późno. Nienawidzę jej.
– Ja też.
– Ale wcale nie za to, że była złą aktorką. Jak pomyślę, ile ta nomenklaturowa miernota agresywna wygryzła i zniszczyła dobrych aktorek…
– Na przykład Eichlerównę.
– A kto to był?
– No właśnie.
– Poza tym wiesz, jakie ona koszmarne wiersze pisała?
– Domyślam się.
– To była aktorka pełną gębą. Nawet poezja w jej wykonaniu to był dramat.
* * *
Nina Andrycz
Tancerka
Cały ciężar rozgrzanego ciała
na dwóch palcach oprzeć umiem.
Oto wbiegam, lecę nad tłumem
aż nierealnie biała
tajemnicza, bo niema
łabędzica z muzycznych jezior
Czajkowskiego
Szopena.
Prócz baletmistrza uczą mnie elfy
pedagodzy najmilsi, choć kapryśni.
Już oddałam im lustra z Wenecji
oddam jeszcze złote beryle
ale wiem –
elfy mogą mnie opuścić
mogą zniknąć.
Tak w jednodniowej glorii motyla
dwoję się między lotem a bólem.
Zamiast dzieci mam dobre sezony.
Boję się szału jak Niżyński
ciemnych schodów
górskich przełęczy.
Ale broni mnie uśmiech
ten piruet na twarzy
młodzieńczej
raz na zawsze.
[z tomu To Teatr, 1983]
Słuchamy Daphne Straussa. Śpiewa Hilda Güden.
– Ach, co za głos. To sopran dramatyczny?
– Ha, najlepsze jest to, że liryczny! Takie są właśnie te niemieckie śpiewaczki: w punkt, bez żadnych podjazdów.
– Uwielbiam. Nie to co ta wczoraj, d r a m a t y c z n y sopran.
– Jak miała taką górkę, to łee, łeee!
– Górka górką, ona w środkowych dołach tak wchodzi, jakby macała w poszukiwaniu straconego dźwięku. W któryś dźwięk przecież w końcu wejdzie. Albo i nie.
– A jak śpiewa „Biegnie słuchać w lasy knieje dziewczę niby kwiat”, to tam powinna być jakaś atmosfera, dziewczę i kwiat, a u niej jest po prostu: „biegnie”, „słuchać”, „lasy” „knieje”, „dziewczę”, „kwiat”.
– Ale powiedz, ładna ta Daphne, nie?
– Bardzo ładna! Ona właśnie ładna jest. Taka po prostu miła, do słuchania. Nie to co Salome.
– Albo Elektra. Albo Die Frau ohne Schatten, która jest jak dwie poprzednie, ale dwa razy dłuższa.
– Noo, z Salome jazda jest ostra jak zatemperowanym klarnetem w odbyt!
– To niby Ionesco, ale dla mnie jednak mało tam jest do śmiechu.
– Aha, aha, czyli taki bardziej Beckett: udajemy, że chcemy sobie ogolić pachy, ale idziemy za stodołę i tą samą żyletką podcinamy sobie żyły.
O katastrofie lotniczej 10 kwietnia znajomy dowiedział się na zajęciach z angielskiego na uczelni. Któryś student zaproponował:
– To może uczcimy tragedię minutą ciszy…?
Na co lektorka niezadowolona:
– Jak przed chwilą trzeba było czytać tekst, to już było więcej niż minuta ciszy.
– A czy Głowacki napisał jakąś dobrą powieść?
– Tak. W dziewiętnastym wieku. Lalkę.
– Jestem w ciąży z dwojgiem waszego rodzeństwa i psem. Będziecie musieli podzielić się z nimi wieloma rzeczami […] Jeżeli dostrzegę poprawę w waszym zachowaniu, może uda mi się uniknąć narodzin. Ale co do psa – nie ma mowy. Urodzę go najszybciej, jak się da.
*
– Jeżeli cię poliżę, dasz mi prezent?
– Nic nie mam.
– Nie szkodzi.
*
– Mamo, co to jest cipka?
– Cipka to silne światło. Na przykład: „Gdy wyłączamy cipkę, pokój pogrąża się w mroku.”
*
– Miewasz sny?
– Tak.
– Opowiedz mi ostatni.
– Mama wpadła do basenu.
– Co dalej?
– To wszystko.
[cytaty mogą być trochę niedoładne; pochodzą z filmu Kieł, reż. G. Lanthimos]
– Nie pokażę ci chłopaka, który chce się ze mną spotkać.
– Pokaż.
– Nie.
– No pokaż.
– Ale ja nie wiem, czy ja się z nim spotkam.
– Pokaż.
*
– Ale on ma trzynaście lat!
– Osiemnaście…
– Ale wygląda na trzynaście lat!
– Mam kryzys wieku średniego! Mam kryzys! Wieku średniego!
*
– On pisze dobrą polszczyzną. Ma maturę. Albo będzie miał.
– Niech najpierw skończy gimnazjum.
– Spierdalaj.
– Nie zapomnij mu potem podciąć żył i wypić tej życiodajnej krwi.
Pomieszczam jedyny niezły fragment złego filmu pt. Pół serio. Grubą nicią, choć miejscami udatne. Kto mnie zna, wie, czemu akurat ten fragment zwrócił moją uwagę. No i żeby nie było, że nie mam dystansu, hehe.
chuj tam nie słowik, to skowronek, suko,
ryja drze z rana, aż mu jebnę chyba
*
słowik to, a nie skowronek się zrywa,
i leci, leci na pysk – prosto w błoto